Recenzja filmu

Fahrenheit 9.11 (2004)
Michael Moore
Michael Moore
John Conyers

Prawda czy fałsz?

O <a href="http://fahrenheit.9.11.filmweb.pl/" class="n"><b>"Fahrenheit 9.11"</b></a> było głośno na długo przed premierą. Już sama informacja o tym, iż <a href="http://michael.moore.filmweb.pl/"
O "Fahrenheit 9.11" było głośno na długo przed premierą. Już sama informacja o tym, iż Michael Moore w swoim najnowszym filmie pokaże biznesowe układy łączące rodzinę prezydenta USA z klanem Bin-Ladenów wywołała sporo zamieszania za oceanem. Kiedy kilka miesięcy temu dokument zdobył Złotą Palmę w Cannes, a Disney wycofał się z jego dystrybucji, w Stanach mało kto na świecie nie słyszał już o "Fahrenheit 9.11". Amerykańska premiera filmu okazała się wydarzeniem bez precedensu. W ciągu zaledwie trzech dni "Fahrenheit 9.11" stał się najbardziej dochodowym dokumentem w historii, wyprzedzając na liście box office takie tytuły jak "Zabawy z bronią", czy "Makrokosmos". Sam Michael Moore przez część Amerykanów został uznany za zdrajcę. Jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać witryny internetowe skupiające przeciwników filmowca, a do księgarni trafiła książka Davida Hardy'ego i Jasona Clarke'a "Michael Moore Is a Big Fat Stupid White Man", której autorzy udowadniali ponad wszelką wątpliwość, iż dokumentalista jest zwyczajnym oszustem. Od amerykańskiej premiery "Fahrenheit 9.11" minęło już wiele tygodni, ale kontrowersje jeszcze nie wygasły. Kilka dni temu w Las Vegas publiczność zbojkotowała występ piosenkarki Lindy Ronstadt, która powiedziała, iż Michael Moore jest "wspaniałym, amerykańskim patriotą mającym odwagę mówić prawdę". Na te słowa 1300 widzów wygwizdało artystkę a następnie opuściło teatr, w którym odbywała się impreza, zrywając po drodze plakaty promujące koncert. Teraz "Fahrenheit 9.11" trafia do Polski i przyznam się szczerze, że jestem bardzo ciekaw jak zostanie przyjęty w naszym kraju. W USA wywołał olbrzymie emocje, gdyż dotyczył urzędującego obecnie prezydenta, który nie raz udowodnił, że "nie jest właściwym człowiekiem na właściwym stanowisku". Ponadto dokument traktowany jest przez wielu jako element kampanii mającej uniemożliwić wybór Busha na drugą kadencję. W Polsce odbiór filmu na pewno będzie inny i to nie tylko dlatego, że my nie mamy wpływu na to kto i jak rządzi w USA, ale również dlatego, że "Fahrenheit 9.11" niebezpiecznie zbliża się do poetyki propagandy, którą nasze społeczeństwo karmiono przez kilkadziesiąt lat. "Fahrenheit 9.11" to obraz, którego przewodnią myślą jest "dokopać Bushowi". Moore nie pomija niczego, co pozwoliłoby mu pokazać prezydenta w złym świetle. Nie do końca jasne zwycięstwo w wyborach, częste pomyłki w publicznych wystąpieniach, nieodpowiedzialne decyzje dotyczące kraju, podejrzane interesy, niekompetencja i oczywiście zaangażowanie USA najpierw w wojnę w Afganistanie, później w Iraku. Film nakręcony jest w podobny sposób, jak pokazywane rok temu (w Polsce) "Zabawy z bronią". "Fahrenheit 9.11" to umiejętny montaż fragmentów filmów dokumentalnych, programów informacyjnych, reportaży, wywiadów i scen z popularnych seriali telewizyjnych, a wszystko to okraszone dobiegającym z offu komentarzem Moore'a. Muszę przyznać, że łatwo tej mieszance ulec. Przez dwie godziny projekcji zasypywani jesteśmy informacjami na temat prezydenta, jego podejrzanych interesów oraz nieudolnych działań amerykańskiej armii i po wyjściu z kina możemy być przekonani, iż Ameryką rządzi nie dość że idiota, to jeszcze mafioso. Jednak nie dajmy się oszukać. Michael Moore słynie z tego, że w swoich filmach, programach i książkach wielokrotnie jedynie ociera się o prawdę przekręcając i przeinaczając fakty. "Fahrenheit 9.11" nie jest wyjątkiem od tej reguły. Film rozpoczyna się od wyborów prezydenckich, w których - jak pamiętamy - dopiero Sąd Najwyższy zadecydował o zwycięstwie Busha. Moore zdradza jednak, iż pierwszą stacją, która poinformowała o zwycięstwie George'a Juniora na Florydzie była telewizja Fox, gdzie pracuje kuzyn przyszłego prezydenta. Nic więcej nie dodaje, nie wyjaśnia w jaki sposób pracownik telewizji mógłby wpłynąć na wynik wyborów, ale ziarno wątpliwości zostaje zasiana. Następnie z przerażeniem informuje nas, iż po zamach 11 września z USA wywieziono 24 członków rodziny Bin-Ladena nawet ich nie przesłuchując. Nie wspomina jednak, iż nikt nie trzymał tego w tajemnicy i media amerykańskie informowały o tej sprawie już dawno temu. Kiedy mówi o ataku na Irak raczy nas idyllicznymi obrazkami z kraju Husseina, kontrastując je z okropnościami trwającej tam teraz wojny. Ani słowem nie wspomina o reżimie, prześladowaniach, czy tragicznym losie Kurdów. Podkreśla za to, że napadnięto na kraj, który nigdy nie zaatakował Ameryki. Takie przykłady można mnożyć jeszcze długo, bowiem zdecydowana większość filmu Moore'a oparta jest na tego rodzaju - nie do końca uczciwych - zagraniach. Jednak trzeba przyznać, że mimo wątpliwości, które towarzyszą nam podczas projekcji, "Fahrenheit 9.11" ogląda się bardzo dobrze (przynajmniej przez pierwszą godzinę). Sceny z Bushem są faktycznie zabawne i nie dziwię się, że jury w Cannes - jak mówiła Tilda Swinton - poważnie zastanawiało się, czy nie przyznać mu nagrody dla najlepszego aktora komediowego. Ponadto Moore umiejętnie wkomponowuje w swój film fragmenty popularnych seriali (m.in. "Bonanzy") oraz piosenek, które stanowią swoisty komentarz do wydarzeń pokazywanych na ekranie. Schody zaczynają się po godzinie projekcji. Kiedy Moore zaczyna mówić o wojnie najpierw w Afganistanie a później w Iraku film wyraźnie traci swój rytm i zaczyna poważnie nudzić. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, iż Moore w swojej chęci "dokopania Bushowi" posunął się trochę za daleko. Z kamerą towarzyszy matce, które na wojnie straciła swoje dziecko. Kobieta czyta przed kamerami ostatni list od syna a następnie jedzie do Waszyngtonu by stanąć przed Białym Domem i tam wykrzyczeć swoją rozpacz i ból. Ogląda się to ciężko i - tak było w moim przypadku - niezręcznie. W "Fahrenheit 9.11" przeszkadzał mi również brak jakiejś idei, pomysłu, któremu film zostałby podporządkowany. Moore porusza w nim wiele tematów, ale w sumie żadnego nie wyczerpuje do końca. Ani podejrzane interesy prezydenta, niejasne wybory, czy decyzje polityczne nie są w dokumencie przeanalizowane do końca. Wielu ze swoich zarzutów Moore nawet nie próbuje udowodnić. Atakuje ze wszystkich stron Busha, ale z tych ataków nie wynika jasne i czytelne przesłanie. "Fahrenheit 9.11" z całą pewnością warto zobaczyć. Jednych zachwyci, innych zirytuje, ale na pewno nikogo nie pozostawi obojętnym. Mnie osobiście podobał się mniej niż prezentowane przed rokiem "Zabawy z bronią".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Fahrenheit 9.11" to czwarty dokument Moore'a. Wchodzący na fali oscarowych "Zabaw z bronią"... czytaj więcej
Michael Moore to bardzo znane w świecie nazwisko. Autor bestsellerów społeczno-politycznych, takich jak... czytaj więcej
"Zabawy z prawdą" tak powinien brzmieć tytuł nowego filmu Michael Moore'a. Autor tego dzieła (twórca... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones